sobota, 10 grudnia 2016

Choinka z zapachem świąt i lasu


Dawno, dawno temu w niewielkiej wiosce urodziła się dziewczynka nadano jej imię Marzenka. A była to noc niezwykła, noc wigilijna Bożego Narodzenia. Ale radość z narodzin nie trwała długo, już po kilku godzinach dziecko zaczęło słabnąć, wydawało się, że aniołowie chcą zabrać ją do nieba. Co koń wyskoczył ojciec wiózł dziecko do chrztu. A gdy ksiądz kładł sakrament, mała głośno zapłakała - to dobry znak będzie żyła - oznajmił kapłan. I tak się stało. 
 
Mijały lata... Marzenka była nad wyraz rezolutna. Pewnie dlatego gro czynności jej wyznaczano, tak rodzice jak i nauczyciele. Czasami myślała sobie, że to niesprawiedliwe, że tak wiele obowiązków na nią spada, gdy jej młodsza siostra spędzała czas beztrosko na zabawach i mogła swobodnie czytać książki, to ona musiała uciekać się do fortelu, gdy chciała kolejną książkę przeczytać. Tego najbardziej zazdrościła siostrze, bo książki zawierały tyle pięknych historii. Poruszały jej wyobraźnię, historie smutne – wyciskały łzy z oczu. Ale, nie czuła się pokrzywdzona, bo odzywał się w niej anielski głos: - u nas w niebie każdy ma coś do roboty i nie jest smutny z tego powodu więc ty na ziemi masz tak jak w niebie – pracuj tak jak my dla szczęścia innych a wtedy ty sama będziesz też szczęśliwa. Ten głos anioła dodawał jej otuchy i rodził trwały optymizm. 
 
Ale najwięcej radości odnajdywała w naturze. Zachwycały ją chmury na niebie, uspakajał szum drzew, a zielona trawa była dla niej dywanem na którym lubiła kłaść się, by z tej pozycji lepiej widzieć błękitne niebo. I nauczyła się czytać z obrazów natury. I czuła, że czyta piękne opowiadania i słucha najpiękniejszych historii. Rozmawiała z ptakami i małymi robaczkami. Ona jedna i wokół cały świat, taki duży i taki barwny, nastrojowy i sentymentalny. Urzekały ją białe zawilce w lesie, żółte kaczeńce nad brzegiem stawu, uwrażliwiały śpiewające w górze ptaki, zaspakajały głód owoce jagód i pachnące poziomki w lesie, intrygowały dzikie zwierzęta. Urzekała ją kosmiczna przestrzeń wokół, blask światła i piękno krajobrazu. Odcisnęły na zawsze w niej swój ślad, czuła się dzieckiem natury... czasami zagubionym, czasami szczęśliwym. 
 
Święta Bożego Narodzenia w jej domu to był czas szczególny. Przygotowywano się do nich na wiele tygodni wcześniej. Izby były sprzątane, myto okna i pastowano podłogi, w oknie wieszano białe śnieżne firanki. Z każdego kąta biło czystością. Nad kuchnią wisiały suszone pęta grzybów i owoców wigilijnych. W wędzarni wędzono przebogate mięsiwa, sporządzano pasztety i kiełbasy. Z wielką wprawą wykonywał to miejscowy rzeźnik. Dziewczynki razem z mamą przygotowywały ciasta do wypieku, co zajmowało zwykle cały dzień. Pierniczki królewskie wypiekano kilka dni wcześniej, gdy nabrały właściwej struktury odciskano w formach, zdobiono i pieczono. Lubiła to niezwykle, bo pachnące goździkami i cynamonem ciasta, cudnie wypełniały dom smakiem i aromatem. Do wigilii mama przygotowywała śledzie w śmietanie, sprawiała karpia, gotowała kompot z suszonych owoców. Z kredensu wyjmowała porcelanową zastawę. Cały dom pachniał świętami, a spiżarnia wypełniała się po brzegi smakołykami. Ale dla niej najważniejszą była chwila, gdy w dniu wigilijnym na kilka godzin przed kolacją ojciec przynosił do domu drzewko choinkowe. Stawiał je na honorowym miejscu w pokoju i razem wieszali bombki, kolorowe łańcuchy, lśniące papierkami cukierki, pierniczki i specjalne na tę okazję czerwone jabłuszka. Zapach świerku i odświętnie przystrajane drzewko tworzyły niepowtarzalny klimat, każdych Świąt Bożego Narodzenia. Choinka, tak pięknie przyozdobiona była arcydziełem, gdy wieczorem zapalały się na niej kolorowe lampki – dopełniały dekoracji i wigilijny wieczór nabierał magicznego wymiaru. 
 
Dzień wigilijny był dniem postnym, ale to sprawiało, że kolacja wigilijna była wyczekiwana, a obfitością przystawek wynagradzała całodzienny głód. Wigilia była bardzo uroczysta, stół przykryty białym obrusem, pachnące sianko pod nim i mały świecznik dopełniały dekoracji stołu. Na pięknie zdobionym talerzu leżał opłatek, a jedno wolne nakrycie czekało na kogoś... I już tylko wyglądali gwiazdki na niebie, gdy ta zaświeciła – całą rodziną zasiadali do stołu. 

Kolacja zaczynała się od życzeń i dzielenia się opłatkiem. Wtedy, trzeba było sobie coś pomyśleć, by życzenie spełniło się w roku, bo wigilijny wieczór ma szczególną moc przyciągania pozytywnych energii... Marzenka zawsze prosiła o zdrowie dla bliskich, dla znajomych, i dla zwierząt, które zawsze były obecne w jej otoczeniu. Wierzyła głęboko, że w tę noc zwierzęta o północy mówią ludzkim głosem. 
 
Listów do Mikołaja Marzenka raczej nie pisała, bo ten zostawiał na drzewku kolorowe cukierki, pierniczki, przaśne czerwone jabłuszka. A ona rano szeptała ojcu na ucho, by zerwał jej cukierka z choinki. I to była ta chwila, gdy czuła dobroć św. Mikołaja. Raz był bardziej hojny, bo zostawił w prezencie dla niej i dla siostry piękne czapki i dużo kolorowych cukierków. Czuła się wtedy wyróżniona, ale bardzo się smuciła, że przespała ten moment, gdy Święty Mikołaj zawitał do jej domu. I myślała o tych saniach i rumakach, o jego czerwonym ubiorze, białej brodzie, o dzwoneczkach. Jakie to piękne musiało być.
Święta Bożego Narodzenia a właściwie Wigilia znaczyły jej czas życia, bo to były też jej urodziny. W każdą Wigilię była o rok starsza. I kiedy miała lat osiem, nagle w domu zabrakło choinkowego drzewka. Usłyszała, że choinki w tym roku nie będzie. Nie wiedziała dlaczego, ale zrozumiała, że święta bez choinki będą bardzo smutne. I postanowiła temu zaradzić. Ale skąd wziąć choinkę na dzień przed wigilią? Chyba tylko z lasu, bo nic innego nie przychodziło jej do głowy.  Naradziła się z kolegami i w czwórkę wybrali się do lasu. Minęli las pierwszy, ten który znała na co dzień; tu choinki nie rosły. Poszli do lasu, do którego jej samej nie można było wchodzić. To był las groźny, wielki, pełen dzikiej zwierzyny. Ale to przez ten las można było przejść do mniejszego lasu w którym rosły choinki. Skąd to wiedzieli? Tak układały się w ich głowach miejscowe plany i drogi. 
 
Kiedy weszli do lasu, jakoś szybko pociemniało i zrobiło się strasznie. Szli i szli nogi już bardzo bolały, ale ani przez chwilę się nie bali i nie zwątpili w siebie. Lecz nagle poczuli duże zmęczenie, a w oddali zapaliły się dwa światełka, ale nie takie zwykłe światełka - to świeciły oczy wilka. W tym samym momencie Marzenka usłyszała znany jej głos anioła .... Nie bój się Marzenko, oczy wilka będą dla was drogowskazem. Wilki wzięły was w opiekę i poprowadzą do choinkowych drzewek. 
 
Jej koledzy, byli przerażeni, ale wtedy opowiedziała im historię zasłyszaną od babci, że kiedy dzieci pobłądzą w lesie - dobre duchy roztaczają nad nimi opiekę ... i że te oczy wilka wyprowadzą ich z tego lasu, ale muszą zachowywać się bardzo cicho i iść za nimi bez trwogi... chłopcy jej zaufali - szli spokojnie -. świecące oczy wilka to znikały, to znów się zapalały gdzieś w oddali - a oni za nimi grzecznie podążali... Nagle stanęli przed wielką polaną, las się skończył i pojawiły się zabudowania...za tą wsią był las choinkowy, wystarczyło tylko przejść przez wieś na drugą stronę drogi. Bez trudu pokonali to przejście i weszli do choinkowego lasu. Było ciemno lecz ich oczy na widok choinek zaświeciły się prawie jak te wilcze. Jej koledzy zaczęli ścinać drzewka i każde z nich wzięło jedno drzewko. Gdy wracali starali się zachowywać bardzo cicho, bo nieopodal mieszkał leśniczy. Dzieci wiedziały, że spotkanie z nim nie należałoby do tych przyjemnych. 
 
Wtem psy zaczęły ujadać a miejscowe dzieci wołały, że pewnie ktoś ścina choinki i trzeba powiedzieć o tym panu gajowemu....Cóż było robić w takiej chwili? Co sił w nogach biegli do wielkiego lasu z którego szczęśliwie wyszli lecz wiedzieli, że nocą nie powinni wchodzić zbyt daleko więc skryli się za pierwszymi drzewami. Odczekali czas jakiś, gdy we wsi zrobiło się cicho i psy się uspokoiły. Idąc skrajem lasu minęli wieś i wyszli na szosę – bo teraz do domu będą wracać dłuższą, ale bezpieczniejszą drogą. Co i raz na drodze pojawiały się światła samochodów, wtedy dzieci skakały do rowu wypełnionego po brzegi śniegiem, kryjąc się za drzewami. Chronili swoje choinkowe drzewka jak największego skarbu. 
 
I tak przeszli pięć a może osiem kilometrów.... mróz i śnieg pod nogami dawał się we znaki, byli bardzo zmęczeni i zaśnieżeni. Jeden z chłopców zaczął płakać. Pocieszyli go, bo właśnie stanęli przed boczną drogą i mieli do pokonania jeszcze tylko jedno trudne zadanie. Musieli obejść zagrodę wiejską położoną w niewielkim zagajniku, bo hodowano tam niebezpieczne psy, które wybiegały na drogę całą watahą i atakowały ludzi. Dzieci orientowały się, że muszą wejść znów do lasu i iść bardzo cicho, by psy ich nie dosięgły. I wtem rozległy się dzwoneczki, zaiskrzyło śniegiem a obok nich zatrzymały się sanie - to był Święty Mikołaj. Pogroził im palcem mówiąc: - Podejdźcie tutaj nicponie. Wystarczy tej podróży, bo ciemność was znuży... Wskakujcie na sanie, zawiozę was do domu, bo za chwilę wybije północ, rodzice bardzo martwią się o was... Na prezent mam dla was rózgi za to, że ścięliście zakazany owoc – choinki są pod ochroną, ale wyjątkowo nie złoję wam skóry, bo przyświecały wam dobre intencje... 
 
Sanie jechały szybko, po drodze mijali pola i lasy, do ich domów było jeszcze kilka kilometrów. Gdy dojeżdżali do znanej im rzeczki, święty Mikołaj zatrzymał sanie, potem opróżnił swój worek, w którym były choinkowe ozdoby, i anielskie włosy, i pierniczki, i kolorowe cukierki - i podarował je dzieciom: - wyskakujcie teraz brzdące, bo na mostku nasłuchują waszych głosów wasze mamy... Po czym sanie ze Świętym Mikołajem ruszyły przez zaśnieżone pola. Zdążyli pomachać na pożegnanie, wołając - dziękujemy Święty Mikołaju... 
 
W oddali pojawiły się migocące światła domów... na mostku stały zapłakane mamy... gdy usłyszały ich głosy, gdy zobaczyły choinki - zamarły z wrażenia... ale widać jak bardzo się ucieszyły, nie krzyczały, tylko przytuliły swoje dzieci... 
 
Marzenka spała tej nocy długo, gdy się zbudziła w pokoju stała pięknie przyozdobiona choinka - srebrnymi włosami i gwiazdkami od samego Świętego Mikołaja; wyglądała naprawdę pięknie. Nawet zwierzęta przyszły pod okno, by ją podziwiać!... Ona i jej siostry pomagały mamie ustawiać na stole naczynia, gdy z nieba anioł cichutko, na paluszkach wślizgnął się do domu i położył pod choinką prezenty... I było jak zawsze, ale jeszcze piękniej... drzewko choinkowe pachniało, a uszczęśliwione dzieci z rodzicami radośnie śpiewały kolędy i tańczyły wokół drzewka... i wołały - „Jaka piękna!”- i „kto ją nam przyniósł?” - pytali rodzice i uśmiechali się do siebie ... i anioł uśmiechnął się przez okno do Marzenki - był szczęśliwy - bo przecież to on pośpieszył na pomoc do Świętego Mikołaja... a już za kilka godzin całą rodziną pospieszą na pasterkę, by powitać Jezusa, który narodził się tej nocy w żłobku w stajence... I anioł też tam będzie!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tomikowo - 20.01.2024

Gdyby gdyby miłość pisała się przez wodę jak przez liście kwiatów w twojej pergoli dotyk byłby czuły i bezpośredni tęsknota utulona a t...