czwartek, 31 grudnia 2015

Noc Sylwestrowa, bal nad bale




"Kto nie ma odwagi do marzeń,
ten nie będzie miał odwagi do walki”.



Noc Sylwestrowa, Anno Domini 20016. Wirtualny bal przebierańców. Zakaz wstępu osobom bez masek. Na tym balu nad balami na przystrojonej sali trzymając się za ręce tańczą maski z maskami. Nieznajomi, a tacy bliscy wirują w rytm walca wiedeńskiego.

Szampański humor dopisuje się do rachunku i dusza otwiera się dla duszy bez sztucznej biżuterii. I masz wrażenie jakby człowiek od człowieka różnił się maską, bo chyba już nie twarzą.

Czy to znak, że stoimy u progu zdeterminowania wartości życia twarzami w maskach, kosztem wyparcia zepsutych zakłamanych ludzkich twarzy? Paradoksalnie w wirtualnym świecie, więcej agresji, bólu serca i duszy, doświadczyłam od „twarzy” a nie od „masek”.

*

Gdy kruchość życia nie wybije nam z głowy zalet rozkoszy i nie pocieszy nas z powodu cierpienia i bólu, gdy to co uważamy za cnoty jest często tylko zbiorem ciemnych interesów to nie zawsze prawy i czysty znaczy, że ten mężczyzna jest prawy, a ta kobieta cnotliwa.

Ale, dopóki głowa jest pełna marzeń pozwala to żyć i mieć nadzieję na jutro. Albowiem życie to porozumienie, to umowa pomiędzy jego podmiotami. Treścią tej umowy jest gra i zabawa w człowieka bez względu na to czy rola przypisana jest twarzy czy masce. Jeśli w moim życiu maska ludzką rolę gra lepiej od twarzy, to obsadzając każdą następną rolę zawsze sięgnę po maskę.

Sława Kornacka

piątek, 25 grudnia 2015

Zejdź z chodnika

nawet najświętsze, prawem być przestaje, jeśli szczęściu ojczyzny, przeciwnym się staje" – Stanisław Konarski

Nie bardzo mnie obchodzi ich święto
ich pochody po ulicach Warszawy, Szczecina, Łodzi
demokracja rodzi się w sercach
a nie na barykadach miast
o co walczą?
o te kajdany co naród zrzucił?
o nowy ustrój? o nowy ład?
z kim?
z tymi co sprzedali mój kraj?
z tymi co wypędzili nasze dzieci w świat?
z którymi każdy dzień – to bój
o wszystko
o kawałek chleba
o ciepły kąt
o wolny od ucisku mój świat
o grabieże ostatniej złotówki
 
na ich wieczne wakacje
na ich wieczny raj
 
zejdź z chodnika
chodź ze mną
pokażę Ci lepszy świat


czwartek, 24 grudnia 2015

Kochaj, bo czasu nie cofniesz






Za ks. J. Twardowskim „Śpieszmy się kochać” 

Kochaj bez pośpiechu, bez pauz, tak do końca
kochaj ze spokojem gwiazd i z rozmachem słońca
kochaj, bo czasu nie cofniesz
wczoraj nigdy nie będzie dziś
czas biegnie w przyszłość
z przyszłością jest za pan brat
tu i teraz to przystanek chwili


nie bądź pewny godziny, ani doby 
mimo, że rano wstało słońce 
śmierć przychodzi z zaskoczenia
nawet nie zdążysz powiedzieć do widzenia
pozostają stare fotografie
i niedokończone rozmowy
zaklęte w tęsknoty
i szukasz już tylko legend wśród gwiazd
i na niebie znaku od ukochanej osoby
człowiek tak bliski
nagle stał się tak daleki
i nie wiesz
gdzie mieszka, z kim bywa i co robi
cisza i pustka znaczą jego ślady
jego telefon nie odpowiada
on sam niczego nie podpowiada
nie wzrusza, nie złości
tylko jakoś tak same łzy płyną
gdy wspominasz, jak podał ci śniadanie
do łóżka i przytulił na dzień dobry


Kochaj, bo czasu nie cofniesz
wczoraj nigdy nie będzie dziś 
czas biegnie w przyszłość
z przyszłością jest za pan brat
tu i teraz to przystanek chwili
nie bądź pewny godziny, ani doby
mimo, że rano wstało słońce
śmierć przychodzi z zaskoczenia
nawet nie zdążysz powiedzieć do widzenia
zanim zgaśnie życie ukochanej osoby
zamiast sprzeczać się o rzeczy nieważne
przyjmuj wszystko bez lęku, odważnie
wrzuć do kadzi trele morele
niech nam nie zakłócają szczęścia duperele
kochaj bez pośpiechu, bez pauz, tak do końca
kochaj ze spokojem gwiazd i z rozmachem słońca


                                                                   © Sława Korn-Acka 




sobota, 19 grudnia 2015

Strzeliło ich władzy 25 lat,snują nadzieje!


Kłamstwo, Oszustwo, Draństwo – znamy ten świat!
A życie kołem się toczy i dzieje
Strzeliło ich władzy 25 lat
Snują nadzieje!

Na ich sztandarach skradzione symbole
Tradycji, wierności i też honoru
Porwali tłumy na złote wesele
Zbrakło honoru!

Więc nie ufajmy już tym przebierańcom!
Dostali już od nas czerwoną kartkę!
Nie słuchajmy tych znikąd petruw.com
Uchrońmy Polskę!

Wyrzućmy za okno telewizory
Przez nie sączą wrogą propagandę
Ich trybunały, ich obce jęzory
Ich szczuwokandę!

Więc choć wciąż noszą sztandary szumne
Mafie oligarchów i ich rajcy
Nie przerażą nas zaciągi płatne
Ich targowicy!

Więc nie wpadniemy w żadną wilczą jamę
Nie ulękniemy się też przed ich władzą
Wiemy już, że rzucą kłody te same
Obcym oddadzą!

My, zmienić system nowej władzy chcemy
By, nigdy już więcej biedy nie było
Bo, walczyć to my wciąż jeszcze umiemy
Chcemy żyć miło!

można śpiewać na melodię „Pieśni konfederatów barskich” J. Słowackiego

sobota, 5 grudnia 2015

Nocna zmiana warty

foto wikipedia

pod gmachem sejmu dziś zawierucha
wokół deszcz i wiatr i straszna plucha
cichy kąt i też ciemność tu cicha

i pod osłoną tej mrocznej nocy
ktoś użycza swej tajemnej mocy
i dopina nocnej zmiany warty

cyprysy mówią, nie bez powodu
ten wyrok z łzą dla tego narodu
spada i prawo sądu przenika

a ludzie mówią i mówią uczenie
że to nie łzy, ale że kamienie"
i tej i tamtej i każdej władzy

 "I – że nikt na nie...  nie czeka!"



środa, 2 grudnia 2015

Wielkie Elity III RP


Apokalipsa


 
Wielkie elity III RP
rozwijają się
zwijają się
przypływ
odpływ
fale czasu
rozwydrzone panowaniem zużyły się
odchodząc, cumują przy wyspie wielki format
wiadomości
łączą się siecią niewidzialnych
biorą ze sobą broń medialną
brudne ręce, panel dóbr doczesnych
jakieś resztki politycznej poprawności
coś w rodzaju miłości do Ojczyzny
by zatrzeć ślady i intencje
jeszcze nie przywykli do codzienności
poligon przegranych w natarciu obywatelskim
wciąż silny tym co trzyma w jaskiniach posiadania

Założyli maski, teraz już przebierańcy
maszerują ulicami z nowymi sztandarami
ciągną za sobą ławice ludzi niezorientowanych
atakują nadmiarem słów niezutylizowanych
poruszone w roju żądlą, strach się bać
zaczynamy żyć w toksycznym środowisku
gdzie nagonka wypiera argument
gdzie walka na słowa a nie rozmowa
kształtuje nasze tu i teraz
każdy targa w swoją stronę
i rozrywa biało czerwony byt

Zaczynamy żyć podzieleni na pół
z raną pośrodku głowy
i językiem, który zapomniał słów życzliwych
rośnie odległość człowieka od człowieka
pod neonami ulic egzystuje wy i my
ginie razem
zamykamy się
w skorupach partykularnych interesów
wstępujemy w szeregi partyjne
byle wyszarpać coś dla siebie
byle upodlić druha
choćby dla zaspokojenia własnego ego
tracimy azymut w cieniach słów
balansując nad krawędzią przepaści

Byliśmy sobie bliscy w czasach gdy panował wróg
wtedy ludzkie dramaty i nadzieje
penetrowały nasze serca i dusze
i otwierały na przestrzał okna życia
w nas
Teraz ryglujemy się hermetyczną zaporą
spoglądając nań przez judasza
i tylko czasami przez uchylone drzwi percepcji
można dostrzec jakieś resztki człowieka

piątek, 27 listopada 2015

Róża



róża to kwiat
albo imię pięknej dziewczyny

różę można położyć na dłoni
albo położyć się przy niej

czerwona róża kwitnie od wody
dziewczyna na pokazie mody

czerwona róża jest synonimem miłości
jasnowłosa jest jej kwiatem urodziwym

gdy miłość opuszcza kwiat on ginie
dziewczyna brak miłości topi w
winie

wtorek, 24 listopada 2015

Sztuka nad Odrą: wagina i dziewczyna


Usta czy... wagina? Kontrowersyjny projekt symbolu Ustki Maurycego Gomulickiego /mat.prasowe/.                 

  

o gronostajna społeczności
perlico ośmiornico łasico
nic nie zakłóci tej radości
ona jest we mnie

to o niej żartują mężowie
podziwiając jej wdzięki
jak gwiazdy magicznej
to do niej wzdychają panowie
w kosmicznej przestrzeni nad Wisłą

nie tej zatopionej
w nocnej bieliźnie
lecz odkrytej i nagiej
soczystej jak owoc mango
drapieżnej jak ostra polemika
i krwiożerczej jak modliszka 

 
 


poniedziałek, 23 listopada 2015

non omnis moriar



 
non omnis moriar, moje dni, moje sny głębokie
kołysane cieniem martwej ciszy, w koszach z wikliny
zapełniałem was przepastnymi tomami żywej historii
dźwiękiem grały tutaj moje żywe słowa
lubiły je dzieci, które uczyłem historii w szkołach
teraz, twoje głuche myśli to ich lutnia, i ich mowa
życie jak skazaniec siada na więziennej pryczy
i wyczekuje przywołania pod topór, brzaskiem o świcie
za oknem lato deszczem płacze, żegna moich bliskich
pamiętam o was, tak długo jak wy pamiętacie
chmury i obłoki miękkich poduszek nieba
wasze tęsknoty niech ukołyszą i uskrzydlą w anioły
ani dla lutni mojej, ani dla sławy, ani dla imienia
imię moje piorunem zgasło lecz będzie jako błyskawica
trwać przez pokolenia w dynastii królów angielskich
w kraju zostawiłem jednego wielkiego dziedzica 
sen nocy i dwa imiona pisane wielką literą
w kolorach biało czerwonych wyrytych w mym sercu
które kwitnie kwiatem róży na mojej mogile pod lasem

środa, 18 listopada 2015

Poetów poezje




nie ma dwóch światów identycznych
tak jak nie ma dwóch ludzi tożsamych
każdy człowiek jest inny
nie da się człowieka stypizować
zaszufladkować i jedną miarą zmierzyć
jak podczas musztry wojskowej 
odliczając dziesięć kroków na rozkaz dowódcy
gdy pod butami giną nawet łzy
gdy smutek zabija śmiech

nie ma dwóch wierszy takich samych
i nie ma dwóch poezji takich samych
każda z nich tworzy byty niezależne
każda z nich tworzy światy odrębne
na stykach tajemnic kładących się
cieniem księżyca w zatokach serca
każda z nich to dwie strony medalu
portret i autoportret
autoportret i portret

i nie ma dwóch poetów takich samych
każdy z nich tak jak każdy inny
bierze się z życiem za łby
i każdy z nich jak każdy inny
zagubiony w oceanie czasu
ma chwile słabości, nosi w sobie winy
zmaga się z bliźnimi
lecz każdy z nich inaczej jak każdy inny
inaczej postrzega horyzont
inaczej dotyka jądra prawdy
oddając sztuce jak diabłu duszę
wszystkie najintymniejsze chwile

gdy, wypowiada w poematach wojny
za święte owieczki
które poddają się ciszy błogiego spokoju
rzuca się w wir walki jak żołnierz w boju
strzela wersami
tnie sumienia oprawców wierszami
zasłania ich ofiary pod skrzydłami słów
do szaleństwa uwielbia, kocha, miłuje
jak wariat gloryfikuje

co różni poetę od czytelnika?
ten drugi z wygody lub ze strachu
zapomniał języka w gębie
godząc się na to, że są równi i równiejsi
że jaśnie wielmożni stoją ponad prawem
że wielebny manipuluje wiernymi
że świat dzieli się
na rządzących i poddanych
na silnych i słabych
na dręczonych i dręczących
i tak można do usranej śmierci
te piekła życia odmieniać
wielbić je lub olewać

sobota, 14 listopada 2015

Triolet de France




Tak już nigdy nie powiem żyje jak Bataclan i Stade de France
Ich dole i niedole przerwała ciemność i krwawe żądze zemsty
Ich serce nie ożyje, wiatr z rozpaczy wyje, kirem zachodzi słońce
Na liściach aloesu martwe łez krople Bataclan i Stade de France
Ich korona cierniowa, ich droga krzyżowa na cmentarzach de France
To odwet: za gwałt, za pogwałcenie praw, ojczystej ziemi gwałt ognisty
Tak już nigdy nie powiem żyje jak Bataclan i Stade de France
Ich życie niewinne przerwała ciemność i krwawe żądze zemsty




Za Polskę wolną (triolet)



Za Polskę wolną, nie kwiaty i wianki.
Komornik z gwiazdą: na dzbanki i ścianki.
Krótki urlop i run na banki.
Za Polskę wolną, nie kwiaty i wianki.
Lecz życie pod mostem bez sielanki
Głód i rozpacz, zimne noce i ranki
Za Polskę wolną, nie kwiaty i wianki.
Komornik i wyrok: na dzbanki i ścianki.

piątek, 13 listopada 2015

Światy




We mnie, w świecie grób dwa słowa
umiem trzecie.
K. Norwid
Co wieczór niebo gwiazd odbija się w ciemnym lustrze nocy. Co wieczór komety ogonami rozpylają pył tworząc obraz apokalipsy. Gwiazdy wirują, bledną, gasną i spadają na ziemię.
O północy ulicą wola jedzie kondukt żałobny.
Ludzie ubrani w czarny płaszcz gotowią się do pożegnania.
Na przystankach robią znak krzyża, jakby przeganiali diabła.
Ze świateł latarni wyłania się wszechświat i rozpryskuje się
kawałkami witraży budując ołtarz przestworzy. Chór aniołów porywa wiatr i anielską pieśń niesie. Oczom nie wierzę. Jak łatwo po wąskim wietrze przejść na drugą stronę niewidzialną kładką.




poniedziałek, 9 listopada 2015

Polska



polityką wszyscy
chętnie się zajmują
pałac jej chyba zbudują
gdy o ekonomię chodzi
na psy schodzi
                              [jak kraj nasz]
bo mało kogo ona obchodzi


niedziela, 8 listopada 2015

Powietrze pachnie macierzanką


powietrze pachnie macierzanką
idę za nim, jak dawniej za tobą
pusta droga, znikąd ciepłego słowa
boli mnie głowa

twoja gdzieś w świecie cieni
osnuta snem o jesieni
wspominasz nasz czas na ziemi
tęsknisz?

czy zgasła tęsknota twoja
jak świeczka na twoim grobie
szybko i bezgłośnie
odymiając moją twarz żałośnie

żal mój muszę dzielnie znieść
to wiem -
jeszcze miesiąc, może rok
może zawsze

wiatr szumnie powiewa
zatacza się od prawa do lewa
jakby pijany był-
płynie wieczór księżyc i łzy

sobota, 7 listopada 2015

Szukam Cię




 
niepewny jutra błądzę myślami
po niebie
nad nimi czarne wiszą chmury
w nich smutek się kołysze

niepewny jutra wciąż szukam
szczęśliwego czasu
który bawił się moim szczęściem
aż zgubił je z czasem

niepewny jutra szukam znaków
na bladym niebie
od ciebie
i pewności, która odeszła z tobą

śniłaś mi się ostatniej nocy
uśmiechałaś się do mnie
róża roniła łzy ze szczęścia
a jej liście drżały z miłości

niepewny jutra chodzę ulicami
wkoło jest pełno fajnych dziewczyn
one uśmiechają się tak jak ty
ale to nie jest uśmiech twój

niepewny jutra szukam cię
by, tak jak za dawnych czasów
dotknąć pełni księżyca, by żyć
pełnią życia, może jutro albo dziś

wtorek, 3 listopada 2015

Owczy pęd





rumak władzy galopuje
ludzkie nerwy mocno psuje
po koronę śmiało sięga
a po polsku tylko gęga
pustosłowia potok płynie
wiara ludzi szybko minie
miałeś chamie władzy smak
z gospodarki został wrak
pęd do władzy nader śmiały
tylko rozum taki mały


autor Sława Kornacka

sobota, 3 października 2015

Czarno na białym

 
 
Czarno na białym

poezjo: muzyko nocy
twoje słowa jak księżyce w pełni
owocują w światłocieniach uczuć
starczy zanurzyć się myślami
by odpłynąć z prądem ich fali
i ujrzeć dwa światy
świat czarny i świat biały
a w nim dwanaście kolorów
żywych i umarłych
jesteś tam i Ty
nad Wodą Czterech Stawów
rozmawiamy o kwiatach i wierszach
o miłości po życia kres
jesteś tak realny choć Cię nie ma

noc budzi świt mokry od mżawki...


Gloria S. Korn-Aacka.

czwartek, 1 października 2015

Moja droga




Na ogół mamy ochotę na więcej i więcej. Ale tylko młodość sięga tam gdzie wzrok nie sięga i nie liczy godzin ani dni. Kiedy czas nasz zaczyna się kurczyć musimy wybrać to co najistotniejsze. To dlatego nie sięgam już zielonego lata, gdy nawet nie wiem jakie plany ma złota jesień.

Wszyscy jesteśmy otwarci na jutro, ale jutra może nie być. Ono nawet nie wie, że jesteśmy. Czas i świat dano nam na kredyt in blanco. Ten dług spłacamy nie znając warunków umowy. Nasz dramat tkwi w tym, że wszystko co mamy w oka mgnieniu może przestać istnieć. Kontr-spektakl rzeczy odchodzi w niebyt. Uciekamy od takich myśli, nie chcemy znać prawdy o nas samych. Wypieramy ze świadomości śmierć, ale ona o nas nigdy nie zapomni. Przemijanie musimy oswoić, tak jak oswajamy miłość.

Jest rzeczą okrutną, gdy wyroki nieba przerywa wyrok wydany przez tyranów na ziemi. Jest bowiem śmierć z przykazania Boga, ale jest też śmierć z rozkazu czy błędu ludzi. Taką tragedią był Katyń. I w niedalekiej odległości katastrofa smoleńska. Krwią znaczone i obie jakże bolesne dla Polski.

Dla nas żyjących każde odejście naszych bliskich wiąże się z wielkim bólem i żałobą do końca dni naszych. Wciąż ich pamiętamy i wciąż wspominamy.
1 listopada jest świętem zmarłych, ale to my żywi pochylamy się nad ich grobami na wieczne spoczywanie.

Święto zmarłych bezwiednie porusza w nas emocje ku tym, którzy odeszli. Są w pamięci, w sercu. Wspominamy ich, łączymy się myślami. W ten sposób rozmawiamy z nimi. Są nam wciąż bliscy.  Modlitwa nad grobem, zapalenie znicza, postawienie kwiatów to nasz ukłon  w ich stronę, by powiedzieć, że mimo, że Was nie ma tu fizycznie to jednak duchowo wciąż tu jesteście. Chcemy o Was pamiętać, chcemy by pamięć o Was żyła jak najdłużej. Tak wiele Wam zawdzięczamy, tak bardzo nam Was brakuje.

1 listopada już wkrótce. Pójdziemy w miejsce, które jest smutną perspektywą naszego życia, każdego z nas. Dlaczego Bóg tak to smutnie rozegrał? Czy z miłości? A może z tęsknoty za człowiekiem, by zabrać go do nieba? A może uległ diabłu, by jemu dać też ogarek? Tyle niewiadomych i tyle beznadziei.... tylko miłość  łączy nas i trzyma przy życiu... choćby ta do przeszłości.



autor: Sława Kornacka 

sobota, 26 września 2015

Juliusz Erazm Bolek - ABRACADABRA

Abrakadabra, Nagroda Światowego Dnia Poezji ustanowionego przez UNESCO 2010.

okładka książki

Abracadabra, to książka autorstwa Juliusza Erazma Bolka o której nikt z wypowiadających się nie napisał tomik wierszy. Dlaczego? Jego utwory mają charakter poetycki, to na pewno. Każdy utwór, to niby wiersz, niby poemat, a może raczej coś pomiędzy...

O poezji Juliusza Erazma Bolka napisał ks. Jan Twardowski - „Poezja Juliusza Erazma Bolka często składa się z najprostszych słów, tylko po to, by dotknąć najważniejszych tematów." Dla mnie to najpiękniejsza wypowiedź, bo wpada i w ucho i w pamięć.

O poezji Juliusza Erazma Bolka wypowiadali się w samych superlatywach najwięksi poeci i znawcy literatury i poezji. Poza wspomnianym już ks. Janem Twardowskim, byli to: m.in. Ernest Bryll, Karol Samsel, Krzysztof Lipka, Roman Śliwonik, Zbigniew Jerzyna, Andrzej Zaniewski, Stefan Jurkowski i wielu wielu innych...

Cóż zatem ja, zwykły czytelnik mogę więcej od siebie dodać na temat poezji i książki Abracadabra. Chyba, tylko to, że książkę Abrakadabra czyta się godzinę, ale myśleć o niej przez kolejne 24 godziny to wciąż za mało... Cóż zatem takiego jest w tej poezji, że chcemy do niej wracać, by zastanawiać się  co autor miał do powiedzenia? Nie ulega wątpliwości, że - „jest to poezja bardzo oryginalna, nie mająca w zasadzie odpowiednika w naszej twórczości (...) Jest to opis świata, widzianego z dystansu, świata przetworzonego przez wyobraźnię poety " - Stefan Jurkowski.

Materią poezji Juliusza Erazma Bolka jest rzeczywistość pełna magii, czasami fantastyczna, innym razem tajemnicza i nieodgadniona. Wielką klasą uderzył mnie utwór „Teraz tutaj”. Przepiękna układanka z prostych słów, sięgająca głębokiej filozofii czasu świata po którym autor ślizga się i ślizga się jak czarownik po Myślach. Budując kanały przejść po baśniowych krainach, po to, by powiedzieć nam, że niektórzy umierają w krainach Wczoraj, że do „świata Jutro” można wskoczyć będąc kaskaderem, schować się można w świecie Dawno i bardzo Dawno, nie wierzyć w świat Dzisiaj, że dla wielu najważniejsza jest Chwila, bo upaja jak narkotyk.

To co zwróciło moją uwagę w poezji Juliusza Erazma Bolka i co mi się bardzo podoba, to nadawanie rzeczom martwym mocy ożywczej, by nie powiedzieć cech ludzkich. Automatycznie sięgam myślą (utworu „Wolność”) - krawata, który „uwalnia szyję ze śmiertelnego uścisku”... paska spodni, który „otwiera swoją obręcz ku zdziwieniu klamry”... pętli w oknie, która „wciąż kusi podnieca przyciąga”. Drobne przedmioty, które codziennie zakładamy na siebie ograniczają naszą wolność i krępują ciało, a z drobnych spraw powstają rzeczy wielkie, a nawet "wszechświat myśli", bo - gdy "kamienie spadają z nieba /pociągając za sobą niebieską przestrzeń / autor chce - „wyrwać światu przynajmniej/ fragment siebie/nic więcej/tylko ukraść własne istnienie”... przepiękne, głębokie wyznanie – jak uchronić własne istnienie, gdy świat jest niebezpieczny, przygnieciony i ciężki, gdy kosmos niesie wielkie zagrożenie (choć jest niebieski i pięknie wygląda).

Nie opowiem Wam wszystkich utworów, zostawię sobie na deser, by stanąć z autorem przed lustrem i zobaczyć w nim także siebie ... jeśli chcesz i Ty poczuć smak poezji Juliusza Erazma Bolka weź do ręki książkę Abracadabra, na pewno znajdziesz tam coś dla siebie.

Dodam tylko, że jest to książka pięknie oprawiona (w twardych okładkach), na tle czerni białe czcionki, w wersji polsko angielskiej) - może być najpiękniejszym prezentem z każdej okazji.


 autor Sława Kornacka

sobota, 19 września 2015

Dwa światy: w 72 rocznicę Powstania Warszawskiego



 
Nad Warszawą ciemność nocy. Wybiła północ. Przez otwarte okno dochodzą głosy śpiącego miasta – odgłos pojedynczych samochodów, podwórko wymarłe z ludzi i tylko nocny autobus zatrzymał się nieopodal. Pomiędzy szum ulicy głębokim oddechem wdziera się cisza.

Czarnej madonny czeluść, a sen nie spływa. Zaprzęgnięta w obowiązki dnia staram się nocą znaleźć czas, by rozruszać myśli i wyjść na spotkanie przeszłości. Dziś to ona jest moją dobrą znajomą. Spotykam ją niemal dzień w dzień i noc w noc. Skrywa obrazy malowane smugą cienia, które wiszą w mojej pamięci jak na ścianach muzeum. Nieraz ogień wzniecą w głębi piersi i przeszłość ożywią. Tak jakby przypominały, że ci co odeszli wciąż są z nami i obok nas dzięki naszemu wspominaniu, że to my żywi udzielamy im życia jak św. komunii.

Jest w tym jakaś życiodajna siła, bo jeśli ów „świecznik pamięci” zgaśnie, będziemy jako ten okręt bez sternika wśród burzy - niemoc nas ogarnie, a rozum oszaleje. Ale w tych spotkaniach z przeszłością jest coś więcej, coś co także ożywia nas żywych. Ci co odeszli na wieczność żyją dzięki nam, ale i my żywi dostajemy porcję życia od umarłych. Dokonuje się w nas akt zmartwychwstania. To dzięki nim możemy przemieszczać się pamięcią po drogach przeszłości i wrócić do teraźniejszości mając misję do spełnienia.

I tak obok siebie funkcjonują dwa światy, każdy z własną grawitacją. Materia z jednego świata nie może stykać się z drugą, ale pamięć je zespala. I żyjemy lewitując pomiędzy światami.



 Sława Kornacka

wtorek, 15 września 2015

Urosłam


autor Leonid Afremov

Kiedy, świat wali mi się na głowę, wtedy z pomocą przychodzi mi poezja... sięgam po wiersze poetów znanych i nieznanych. Po teksty, które przemawiają do mnie. Myślę, że wielu z nas doświadcza tej kojącej mocy wiersza.

Tymczasem czytam, że współcześnie zalewa nas poezja, że wydawcy nie chcą drukować tomików, bo wiersze nie są dochodowe, bo dziś więcej ludzi wiersze pisze niż czyta. 

I po tej lekturze trafiam na felieton Jerzego Pilcha o tym jak opróżnia w swoim domu półki z książek, jak długo waży w sobie decyzje co i komu oddać, a co zostawić. Ale nie uwierzycie! Tomiki wierszy zostawiał i ustawiał na półkach tak, by mieć je „pod ręką”. To jedyne książki, które "nie poszły na przemiał" choćby w niewielkim procencie! Urosłam w sobie.


 autor Sława Kornacka

sobota, 22 sierpnia 2015

Płacz smutku po stracie Violetty Villas


uśmiech zniknął z twarzy
niczym zaczarowane Słońce
i widok tęczy naiwny 
zamieszkał we mnie smutek

gdy już psalm żałobny w oddali słychać 
melodię deszcz wystukuje 
by obmyć rany? 

Violetto...
oddech twój wplątał się we włosy
tutaj chłód doskwiera i wiatr wieje
spaceruj bezpiecznie u mamy




autor Sława Kornacka

Tę „pasję” z moim bratem mieliśmy od dziecka. I z tą siłą odszedłem... mówił Prezydent Lech Kaczyński


Lech Kaczyński (fot. Fot. www.prezydent.pl

"O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny. I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny, Dżdżu krople padają i tłuką w me okno... Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną I światła szarego blask sączy się senny... "

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny... W przestrzeni podniebnej dzwoni i dzwoni pył wulkaniczny, pył wulkaniczny wiosenny... Dzień 17 kwietnia 2010 r. na Pl. Piłsudskiego pożegnanie 96 ofiar tragedii pod Smoleńskiem. W tych okolicznościach sen jaki miałam tej nocy jest niezwykły. Śnił mi się Prezydent Lech Kaczyński. Sen wpisał się w charakterystyczne miejsce. To Szpital przy ulicy Szaserów w Warszawie, Szpital Kliniczny Ministerstwa Obrony Narodowej. Tam, jest (była- dop.red.)  przecież jego chora matka. Prezydent Lech Kaczyński, w tym śnie powiedział rzecz niezwykłą. - Każdy człowiek powinien żyć dla pasji.  "Pasja" jest fundamentem życia .  Tę „pasję” z moim bratem mieliśmy od dziecka – mówił do mnie. „Pasja” daje człowiekowi wielką siłę. I z tą siłą odszedłem - mówił ciepło, przyjaźnie jak nauczyciel i historyk. Zwracał też uwagę na konieczność ugruntowania języka angielskiego. W tej rozmowie nie było żalu z odejścia.

Symbolika tego snu jest niezwykła i zmusza do fundamentalnej refleksji nad rzeczywistością transcendencji zmaterializowanej w „duchu pasji.” Tej „pasji”, która dla ludzi wiary zawiera Chrystusowe przesłanie wiary, nadziei, miłości i przebaczenia . A dla wszystkich niezależnie od wiary i zamieszkania powinna stać się odważnym wyzwaniem dla głoszenia prawdy historycznej na rzecz dziedzictwa narodowego. "Duch pasji" powinien przeniknąć wszystkie sfery naszego życia, by wyzwolić w nas siłę. Czy o tym chciał mi powiedzieć już z zza światów Prezydent Lech Kaczyński?

Śmierć 96 ofiar, tych którzy zginęli pod Smoleńskiem w drodze do Katynia, by oddać hołd ofiarom zbrodni Katyńskiej nie może pójść na marne. Ich „droga krzyżowa” dla nas żyjących niesie wielką lekcję, a tematem tej lekcji jest „Pasja”, tak w wymiarze historycznym, biblijnym jak i teologicznym. Z tej lekcji powinniśmy czerpać nauki.


piątek, 21 sierpnia 2015

Na Krakowskim, drzewa płaczą

na Krakowskim drzewa płaczą
tacy młodzi, w pełni życia
a śmierć, w nich nagle godzi
dziewięćdziesiąt sześć grobów
usłanych różami
ich nie ma już z nami
 
dookoła bezmiar szarf czerwono białych
w oczach ogień i las

to już koniec, koniec marzeń
ich serca już nie biją
oni, już nie żyją
puls odmierza tysiąc uderzeń
złamana brzoza, linia lotu, szelest mgieł
żal przeplata się z zamyśleniem 




Gloria S.Korn-Acka

wtorek, 18 sierpnia 2015

To nieprawda, że dla mnie umarłeś


przyjdzie taki dzień
gdy, opuszczę mój dom tak szybko
że, nawet się nie zorientujecie
zostawię wam większą część siebie
zabiorę tylko to na co czekają w niebie

Prawdziwa niemoc człowieka przejawia się wobec żywiołu życia. Oczywiście, gdy śmierć zabrała już ofiary swoje, oddajemy ich Bogu i Jego sprawiedliwości. Tam w niebie nie wiemy komu przypadnie kara, komu nagroda.

My ludzie nauczyliśmy się wytwarzać w procesie produkcji solidne budowle, wysokie wieże, mosty zwodzone, luksusowe auta, podwodne statki i szybujące podniebne kolosy. To napawa nas przeświadczeniem, że człowiek jest istotą silną, która nie podda się wiatrom i burzom, że jego życie jest trwałe i wieczne. Człowiek mały poprzez iluzję doświadcza swej mocy i wielkości i zapomina, że kwintesencją życia jest kruchość istnienia.

A przecież pomiędzy „bogiem i prawdą” nigdy nie mamy pewności czy wychodząc z domu jeszcze do niego wrócimy. Nie mamy pewności czy wsiadając do samochodu i wyjeżdżając na ulicę, wrócimy cali i zdrowi. Tak jak nie wiemy czy wsiadając do samolotu bezpiecznie wylądujemy. A bywa i tak, że umieramy we własnym domu. Nagle. Pod nieobecność domowników.

Nikt z nas nie traktuje w ten sposób zwykłego wyjścia, zwykłego dnia, ale śmierć jest wpisana w te zwykłe czynności i zwykły czas dnia i nocy. Jesteśmy tak skonstruowani, że nie dopuszczamy do siebie na co dzień myśli o odejściu, bo to wywoływałoby w nas strach i paraliż. Dlatego zachowując świadomość tych sytuacji czarny scenariusz przemijania oddalamy wciąż od siebie.

Tkwiąc jednak w tym złudnym przekonaniu siły wobec życia doczesnego zbyt często ryzykujemy nasze życie. A zdarza się też, że ryzykujemy życie osób innych. A tego robić nam nie wolno, bo nie cofniemy czasu, gdy popełnimy „śmiertelny” błąd . To ryzyko okupujemy drogo. Ona – „śmierć przychodzi nagle, cicho, zabiera to kruche, małe życie…” W jednym momencie odchodząc na drugą stronę życia, stracimy wszystko – rodzinę, dom, wszelkie bogactwa, stanowiska i przywileje. I zostawimy po sobie wielki ból.

Cierpienie śmierci wielkim strumieniem spłynie na bliskich. To oni będą zmagać się w żałobie, będą rozpaczać i tęsknić. Tak jak biblijny Hiobe, który opłakiwał niespodziewaną śmierć swoich dzieci. I choć nie brakowało mu przysłowiowego „koziego mleka”, to w jednej chwili „cały świat wywrócił mu się do góry nogami”. Wydawałoby się, że prędzej On Hiobe doświadczy śmierci, bo jego dzieci były młode i zdrowe, to jednak to ich życie zgasło. Tak w życiu każdego z nas nie ma tej pewności, a już na pewno nie ma pewności istnienia raczej jest pewność nieistnienia, bo każde życie jest kruche i ulotne.

Paradoksalnie dopiero śmierć osób najbliższych wyrywa nas z tej potęgi myśli i uświadamia kruchość naszego życia. I nagle okazuje się, że na nic splendory, na nic bogactwo, że sprawy o które zabiegaliśmy nie są ważne, że nasze racje straciły sens. Trzeba dużego wysiłku i wielu wyrzeczeń, by uporać się z emocjami, z bólem rozłąki i straty na wieczność całą tych wszystkich, których kochamy całym sercem. Oczywiście, gdy śmierć zabrała już ofiary swe, oddajemy ich Bogu i Jego sprawiedliwości. Tam w niebie nie wiemy komu przypadnie kara, komu nagroda. Tu na ziemi osądzimy pamięć o nich.

Te słowa mają szczególną wymowę w obliczu tragedii, którą wciąż jeszcze przeżywamy jako naród. Zgasło naraz 96 ludzkich istnień. A może, gdyby nie ryzykowali lądowania w trudnych, ekstremalnych warunkach Bóg nie zabrałby ich do siebie. Stało się inaczej i opłakujemy ich śmierć.  Ich rodziny, ich bliscy przeżywają ból rozpaczy. Wszyscy doświadczamy zetknięcia z nietrwałością życia ludzi i widzimy, jak bardzo jesteśmy słabi i bezsilni wobec żywiołu życia. I jak bardzo bezradni wobec śmierci.

Et in hora mortis

                    
                                       ... w godzinę śmierci, dwójkami szli do nieba

jeszcze Polska nie zginęła, póki krzyż ją chroni
póki naród polski tożsamości swojej broni

mroźny wiatr ze wschodu wieje
choć nie ma okopów: znów krew się leje

by, zdeptać łączące z krajem ogniwo
mgła zbiera śmiertelne żniwo

lecieli modlić się, hołd wieczności złożyć
by, kres kłamstwu katyńskiemu położyć

hartowani w ciemnym lesie: strzałem w potylicę
stanęli do apelu z tymi, co zginęli w drodze na ich groby  

i Bóg płakał jak ojciec, który traci ukochane dzieci
i owijał ich wszystkich w całun biały i czerwony

jeszcze Polska nie zginęła, póki w pamięci ślad trwały
póki groby naszych braci, zdobią krzyże chwały



                              
                            w hołdzie tym, co zginęli w Katyniu i pod Smoleńskiem 
                            10 kwietnia 2010 r. godz. 8:41:06   

Stary człowiek i morze

Powoli zbliżaliśmy się do stacji docelowej. Patrzyłam na morze. Zawsze urzekał mnie widok nieskończonej tafli wody, który przecinają połyskujące w oddali bandery i żagle statków morskich. Natura maluje najpiękniejsze dzieła sztuki.

Centralne Muzeum Morskie w Gdańsku, "Ciągnienie sieci", Feliksa Michała Wygrzywalskiego   


Dworzec w Jastarni przywitał nas słonecznym popołudniem. Nic w tym dziwnego, to przecież środek lata. – Może pójdziemy na spacer brzegiem morza? – zapytałam Julię, gdy nagle ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się. Za mną stał starszy człowiek, oparty o siodełko roweru. – Czy panie może do Bożenki M.? – Tak – odpowiedziałam, nie zwlekając. – To, może ja pomogę? – zapytał, wskazując na bagaże…

Rankiem, gdy zbudziłam się ze snu Julia jeszcze spała. Za oknem słychać było urywane słowa męskiej rozmowy. Wyjrzałam przez okno. – Dzień dobry – rzuciłam słowa powitania. – Dzień dobry – odpowiedzieli chóralnie panowie. – Dziś są rybki na kolację. Lubi Pani ryby? – Bardzo, zwłaszcza te świeże – odrzekłam. – Na niebie są jeszcze chmury, ale przejaśnia się, to dobry znak na początek wakacyjnego urlopu. Od jutra zapowiadają słońce – kontynuował starszy mężczyzna nie przerywając pracy przy patroszeniu ryb.

Zaparzyłam czarną kawę, z filiżanką w ręce zeszłam do ogrodu, by popatrzeć jak przyrządza się ryby do smażenia metodą chałupniczo-przemysłową, bo większość tych ryb zostanie przetransportowana do tutejszych smażalni obsługujących liczną rzeszę turystów. Przy rybach pracowało bardzo sprawnie dwóch mężczyzn. Czas obróbki jest istotny. Sprawione ryby muszą jak najszybciej trafić do chłodni. Trzeci mężczyzna w tym czasie zajmował się sieciami. To pan Antoni, ten sam, który przywitał mnie i moją przyjaciółkę na peronie stacji. Po kilkunastu minutach, pan Antoni zagrał na organkach i zaśpiewał – „Poranek słoneczny, piękny. Wcześnie stary rybak wstał po bursztyn. Na plażę udał się.” A z jakim przejęciem to grał, w jego oczach widać było blask wielkiej miłości do morza.

On i jego brat Józef są rybakami z dziada pradziada. To rodzina kaszubska, od pokoleń mieszkająca na Półwyspie Helskim. Ich dziadek wypływał na łowiska mając 92 lata. Bracia mieszkają w jednym domu. Razem bytują i razem pracują. Pan Antoni ma 77 lat, jego brat Józef 75. Razem mają aż 152 lata. Wiara i optymizm to ich sposób na życie. Modlą się o pokój Chrystusowy. Modlitwę o pokój na ziemi pojmują jako święty obowiązek.
Wypływają w morze 3-4 razy w tygodniu, wypływają na godzinę, dwie, jeszcze przed świtem. Na moje pytanie jaką łodzią pływają, pan Antoni odpowiada: najstarszą i najmniejszą. Ich łódź ma przeszło 30 lat, w tym roku skończy swoją rybacką służbę. – Najwyższy czas iść na emeryturę, niech pływają młodsi – konstatuje pan Antoni.

Siedzący obok mnie młody mężczyzna wyraźnie nie jest zadowolony z wykonywanej pracy. Na jego miejscu z pewnością miałabym podobną minę. Nożyczkami obcina płetwy ryb i wrzuca do pojemnika, skąd chwyta je sprawnie w swoje ręce pan Józef, by usunąć jelita. Młody człowiek wygląda na 30-35 lat, ale w rzeczywistości jest starszy. – Lubi pan pracę rybaka? – pytam. – Nie. – To dlaczego wypływa pan w morze? – Jestem bezrobotny i choć z tego łowienia dużych pieniędzy nie ma, to zawsze kilka groszy wpadnie. A pojeść też można zdrowo. Poza tym to jeszcze jedne ręce do pomocy na morzu. Pomocne zwłaszcza, gdy na morzu panują trudne warunki. Ojciec i wujek mają swoje lata. Z zawodu jestem piekarzem. Nie chwyciłem bakcyla morza. Pływam, bo muszę. A poza tym teraz, żeby zdobyć uprawnienia trzeba mieć dużo pieniędzy. Ja ich nie mam. Uprawnienia mają ojciec i wujek. Pływam jako pomocnik i na morzu, tak jak ryby – nie mam głosu.

Patrzę na spracowane dłonie pana Antoniego. Pytanie samo ciśnie się na usta. – Czy łódź jest sterowana ręcznie? – Nie. Kwituje krótko rybak. Ma dwa silniki, ale nie ma osłony przed wiatrem i słońcem. Panują w niej trudne, surowe warunki, tak jak trudna i surowa jest praca rybaka. Łowimy głównie flądry. Zwykle płyniemy w okolicę Kuźnicy, jednak nie zawsze ryby tam biorą. Wtedy płyniemy dalej, aż pod Gdynię.

Pytam mojego rozmówcę także o techniki łowienia. Wyjaśnia, że zastawiają sieci na dobę, dwie. Gdy są pełne, wyciągają je. To ciężki kawałek chleba dlatego siła rąk jest niezbędna. Ale ta praca wymaga też wielu lat doświadczeń. – Często kłócimy się z bratem na morzu, gdy różnimy się w opiniach.
Ale na lądzie jesteśmy zgodni. Wtedy, gdy zostajemy w domu i nie płyniemy w morze pracujemy przy sieciach. To praca spokojna, tu morze się nie burzy. Przygotować sieci do połowów to misterna sztuka. Reperacja, złożenie do suszenia i mycie wymagają wielkiej wprawy; by ryba chciała wpłynąć do sieci, te muszą być czyste. Do brudnej sieci ryba nie wpłynie. Myjemy je w zatoce, a potem w otwartych wodach morza – opowiada pan Antoni.
Mój rozmówca, nazywany przez miejscowych Tośkiem, lubi swoją pracę. Pracując przy sieciach, nuci stare melodie. I choć zwykle się uśmiecha i ma bardzo łagodną twarz, to jak mi się zwierzył, także na niego przychodzą chwile smutku , refleksji i zadumy. Melancholia dopada go wtedy, gdy jest sam. Nie chciał mi jednak powiedzieć, co go szczególnie zasmuca. Zadziwia go technika. Zadziwia go też to, że kobiety chodzą w spodniach. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Wspomina stare czasy, gdy w kościele mężczyźni stali po jednej stronie,a kobiety po drugiej; teraz nawet w kościele jest demokracja, wszyscy stoją obok siebie – śmieje się pan Antoni.

Pytany o kobietę swego życia ze smutkiem stwierdza: – Jak pewnie pani zauważyła jestem samotny, bardzo samotny. Chciałem spotkać Bursztynkę, ale nie było mi to dane. Całe moje życie służyłem innym. Mnie wypadało tylko dodać, że była to służba z wyjątkową klasą. Wzruszony ucałował moją dłoń.
Osobom niewtajemniczonym wyjaśniam, że Bursztynka zwaną inaczej Juratą, wg legendy kaszubskiej była królową boginek morskich, która miała pałac z bursztynu na dnie Bałtyku w okolicach obecnego Półwyspu Helskiego. Umiłowała rybaków i nie pozwalała podwładnym boginkom swawolnymi żartami czynić im żadnej psoty. Ceniła w rybakach trud ich pracy i ubolewała nad tym, że często połowy ich były mierne, a głód zaglądał do ich chat. Podziwiała ich dobre serce. Ujęli ją tym, że choć sami byli biedni, to owocami swej pracy dzielili się z bogami morza, składając ofiary z ryb. Dlatego postanowiła im pomóc. W tym celu użyła swej mocy, zaczarowała wichry morza, by połowy rybaków mogły być obfitsze.

Wraz z boginkami uwodziła je śpiewem o miłości, oddalając je od rybaków, by ci mogli w tym czasie na spokojnym morzu nałowić ryb. To opowiadanie ma jednak tragiczne zakończenie. W Bursztynce zakochał się Perkun, potężny bóg morza i ziemi. Natomiast ona sama pokochała biednego rybaka o imieniu Antoni, Tosiem zwanego. Gdy Perkun oświadczył się pięknej Bursztynce, wyznała, iż prawdziwą miłością darzy młodego rybaka. Wtedy Perkun dał jej 5 dni, by wybrała pomiędzy nim, a rybakiem.Gdy zmierzch zapadał Bursztynka wypłynęła na brzeg morza, rozpaczając nad swym losem. Jej ukochany Tosiek też tam przyszedł, bo robił to codziennie w nadziei, iż spotka tam swoją ukochaną. Bursztynka opowiedziała mu o Perkunie i ujawniła przed nim, iż Perkun zapowiedział zemstę. Kochankowie dokonali zaślubin gorącym pocałunkiem, po czym odpłynęli do pałacu bursztynowego, by przez pięć dni kosztować owoców prawdziwej miłości. Każda z boginek mogła opuścić pałac, ale wszystkie odmówiły, chciały dzielić los ich królowej. „Perkun po upływie pięciu dni dowiedział się całej prawdy o królowej i młodym rybaku i wówczas uderzył potężnym piorunem w podwodny pałac Juraty. Zginęła Jurata, zginął młody rybak i wszystkie boginki morskie. Cały pałac, zbudowany ze złocistego kamienia, rozsypał się w gruzy.”

Pan Antoni nie lubi opowiadać o sobie, podobnie jak jego brat. Miałam wielki problem, by zechciał mi na kilka pytań odpowiedzieć, zabawiając go podczas rozmowy jak zabawia się grzechotką dziecko, by tylko mi nie uciekł. Nie mogłam przy nim notować, bo widok pióra i zeszytu płoszył go najbardziej. – Ja jestem człowiekiem pracy, nie słowa. Wolę zaśpiewać, zagrać na organkach niż opowiadać. Po czym przyłożył organki do ust i ponownie zagrał melodię „Nie wiem, ach nie wiem, co mi się stało, że zakochałem się” – i wziął wiadro do ręki napełnione po brzegi sieciami i powędrował w kierunku morza. Jutro skoro świt, znów wypłyną w morze. On najstarszy rybak w okolicach Jastarni i jego młodszy brat .

Nazwiska nie podaję, na prośbę mojego rozmówcy. – Jestem szarym człowiekiem i takim chcę pozostać – w cieniu, bez fleszy, bez gwiazd. To da się zrobić panie Tosiu, będzie prawie jak w kaszubskiej baśni. Moim rozmówcą był pan Tosiek, rybak z Półwyspu Helskiego, który całe życie czekał na swą Bursztynkę.
 

Tomikowo - 20.01.2024

Gdyby gdyby miłość pisała się przez wodę jak przez liście kwiatów w twojej pergoli dotyk byłby czuły i bezpośredni tęsknota utulona a t...