czwartek, 31 grudnia 2015
Noc Sylwestrowa, bal nad bale
piątek, 25 grudnia 2015
Zejdź z chodnika
ich pochody po ulicach Warszawy, Szczecina, Łodzi
demokracja rodzi się w sercach
a nie na barykadach miast
o co walczą?
o te kajdany co naród zrzucił?
o nowy ustrój? o nowy ład?
z kim?
z tymi co sprzedali mój kraj?
z tymi co wypędzili nasze dzieci w świat?
z którymi każdy dzień – to bój
o wszystko
o kawałek chleba
o ciepły kąt
o wolny od ucisku mój świat
o grabieże ostatniej złotówki
na ich wieczny raj
chodź ze mną
pokażę Ci lepszy świat
czwartek, 24 grudnia 2015
Kochaj, bo czasu nie cofniesz
Kochaj bez pośpiechu, bez pauz, tak do końca
nie bądź pewny godziny, ani doby
mimo, że rano wstało słońce
śmierć przychodzi z zaskoczenia
on sam niczego nie podpowiada
nie wzrusza, nie złości
tylko jakoś tak same łzy płyną
gdy wspominasz, jak podał ci śniadanie
do łóżka i przytulił na dzień dobry
czas biegnie w przyszłość
nawet nie zdążysz powiedzieć do widzenia
zanim zgaśnie życie ukochanej osoby
zamiast sprzeczać się o rzeczy nieważne
wrzuć do kadzi trele morele
niech nam nie zakłócają szczęścia duperele
© Sława Korn-Acka
Do mowy polskiej
i choć lubiłam się przymilać
wdziewać kostiumy czasem
to wciąż mnie męczy, gdy swym
akcentem, ty tylko muskasz rzeczy
trzeba mi więcej rymów męskich
jak tęsknota za ojczyzną
trzeba mi ćwiczyć formy ostre
w biało czerwonych barwach polskich
szczęściem, że wciąż cię słyszę
w gwarze ulicznym nie tylko z książek
płyniesz w pamięci, szumisz lasem
śmiejąc się ze mnie czasem
liryczna i zabawna jak Gałczyński
piękna jak treść lata
i w zasadzie i w wyjątku
i na końcu zdania i na początku
Smutna miłość
widziałam miłość w Centrum Onkologii
jak dwa w jednym
jeden to On dwa to Ona
rozkwitała jak róży kwiat
lecz miała smutne oblicze
ona tuliła się do jego ramienia
osłabiona zmęczona i blada
on ogarniał ją z niepokojem
nie było w nich gniewu tylko lęk
że przyjdzie Biała Pani
i rozerwie ich miłość na pół
Sława Gloria Korn-Acka
My Polacy
My Polacy, dzieci bohaterów
My patrioci, obrońcy moherów
Opuszczeni, zbrukani, zgnębieni
Jak robaki butem katów zdeptani
Nie dla nas wyjazdy zagraniczne
Nie dla nas etaty i staże polityczne
Nie dla nas cześć, hołd i chwała
Nie dla nas praca i umowa stała
Nie dla nas prezydenckie żyrandole
Nie dla nas domy jeziora i gondole
Nie dla nas życie luksusowe
Nie dla nas media mainstreamowe
Dla nas resztki na stole i prace pachole
Dla nas trudy i znoje
Na dolę cierpiętniczą
Na pracę niewolniczą
Próżne bicie w trąby, próżne podania
Gdy praca i pieniądz są tylko z nadania
Gdy cudem jawi się życie emeryta
Gdy nikt go o to jak żyje nie pyta
Gdy zabije ostatni dzwon
Chciałoby się zawołać głośno won
Bo, gniew nasz bezsilny jest jak morze
ilekroć myślimy i mówimy o agresorze
Nie opuszcza nas pogarda
Ilekroć czynią z człowieka kloszarda
Sława Gloria Korn-Acka
Litości! dodaj mi skrzydła!
Niech wzlecę światłem
Ponad świat ułudy
I słów zakłamanie
Tam, gdzie władzy cud nie sięga
Gdzie życie to nie pańska męka
Gdzie szczęście kwitnie kwiatem
Gdzie nadzieja jest siostrą i bratem
Patrz na dół, gdzie wieczna mgła zaciemnia
Obszar rozumu zalany gnuśności odmętem
To nie ziemia!
Daj pozor!
To wirtualna gra!
Patrz, jak nad jej wody trupie
Wzbił się jakiś płaz w skorupie
Ubrany w Nowoczesny Płaszcz!
Jak okręt widmo!
Jego sterem, żeglarzem i okrętem
Oligarchia Bankowa!
On sam zaplątany w tę sieć
To się wzbija to znów w głąb wali
Nie lgnie do niego fala, ani on do fali
A wtem jak bańka prysnął
Nikt nie znał jego życia, nie zna jego zguby
To samoluby!
Litości! Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga
Łam, czego rozum nie złamie
Młodości, daj nam o Panie!
Orla niech będzie ich lotów potęga
Jako piorun ich ramię!
Solidarni w działaniu!
Jednością silni, rozumni doświadczeniem
Naszych ojców sióstr i braci
Razem, młodzi przyjaciele!
Ta Ziemia, jest naszą Ojczyzną!
Nie dajmy się zwieść
Przebierańcom!
Sława Gloria Korn-Acka
wiersz z wykorzystaniem "Ody do młodości" Adama Mickiewicza
Czas zatrzymuje zegary bezmyślności
rozhuśtane w szaleństwie myśli człowieka
w pogoni za wiecznym życiem
i kładzie się mrokiem
w głębi duszy
tam światło cieni rozpala tęsknoty
i czeka aż noc w dzień się przemieni
rozpali miłością
i rozwibruje serca umarłe
aż zabije dzwon zmartwychwstania
i obwieści nowinę, że
Niebo jest na Ziemi
Sława Gloria Korn-Acka
sobota, 19 grudnia 2015
Strzeliło ich władzy 25 lat,snują nadzieje!
A życie kołem się toczy i dzieje
Strzeliło ich władzy 25 lat
Snują nadzieje!
Na ich sztandarach skradzione symbole
Tradycji, wierności i też honoru
Porwali tłumy na złote wesele
Zbrakło honoru!
Więc nie ufajmy już tym przebierańcom!
Dostali już od nas czerwoną kartkę!
Nie słuchajmy tych znikąd petruw.com
Uchrońmy Polskę!
Wyrzućmy za okno telewizory
Przez nie sączą wrogą propagandę
Ich trybunały, ich obce jęzory
Ich szczuwokandę!
Więc choć wciąż noszą sztandary szumne
Mafie oligarchów i ich rajcy
Nie przerażą nas zaciągi płatne
Ich targowicy!
Więc nie wpadniemy w żadną wilczą jamę
Nie ulękniemy się też przed ich władzą
Wiemy już, że rzucą kłody te same
Obcym oddadzą!
My, zmienić system nowej władzy chcemy
By, nigdy już więcej biedy nie było
Bo, walczyć to my wciąż jeszcze umiemy
Chcemy żyć miło!
można śpiewać na melodię „Pieśni konfederatów barskich” J. Słowackiego
sobota, 5 grudnia 2015
Nocna zmiana warty
| foto wikipedia |
wokół deszcz i wiatr i straszna plucha
cichy kąt i też ciemność tu cicha
i pod osłoną tej mrocznej nocy
ktoś użycza swej tajemnej mocy
i dopina nocnej zmiany warty
cyprysy mówią, nie bez powodu
ten wyrok z łzą dla tego narodu
spada i prawo sądu przenika
„a ludzie mówią i mówią uczenie
że to nie łzy, ale że kamienie"
i tej i tamtej i każdej władzy
piątek, 27 listopada 2015
Róża
albo imię pięknej dziewczyny
albo położyć się przy niej
dziewczyna na pokazie mody
jasnowłosa jest jej kwiatem urodziwym
dziewczyna brak miłości topi w winie
wtorek, 24 listopada 2015
Sztuka nad Odrą: wagina i dziewczyna
![]() |
Usta czy... wagina? Kontrowersyjny projekt symbolu Ustki Maurycego Gomulickiego /mat.prasowe/. |
o
gronostajna społeczności
perlico ośmiornico łasico
nic
nie zakłóci tej radości
ona jest we mnie
to
o niej żartują mężowie
podziwiając jej wdzięki
jak
gwiazdy magicznej
to do niej wzdychają panowie
w
kosmicznej przestrzeni nad Wisłą
nie
tej zatopionej
w nocnej bieliźnie
lecz odkrytej i
nagiej
soczystej jak owoc mango
drapieżnej jak ostra
polemika
i krwiożerczej jak modliszka
poniedziałek, 23 listopada 2015
non omnis moriar
kołysane cieniem martwej ciszy, w koszach z wikliny
zapełniałem was przepastnymi tomami żywej historii
dźwiękiem grały tutaj moje żywe słowa
lubiły je dzieci, które uczyłem historii w szkołach
teraz, twoje głuche myśli to ich lutnia, i ich mowa
życie jak skazaniec siada na więziennej pryczy
i wyczekuje przywołania pod topór, brzaskiem o świcie
za oknem lato deszczem płacze, żegna moich bliskich
pamiętam o was, tak długo jak wy pamiętacie
środa, 18 listopada 2015
Poetów poezje
tak jak nie ma dwóch ludzi tożsamych
każdy człowiek jest inny
nie da się człowieka stypizować
zaszufladkować i jedną miarą zmierzyć
na stykach tajemnic kładących się
zmaga się z bliźnimi
inaczej dotyka jądra prawdy
wszystkie najintymniejsze chwile
które poddają się ciszy błogiego spokoju
ten drugi z wygody lub ze strachu
zapomniał języka w gębie
godząc się na to, że są równi i równiejsi
że jaśnie wielmożni stoją ponad prawem
że wielebny manipuluje wiernymi
że świat dzieli się
na silnych i słabych
na dręczonych i dręczących
i tak można do usranej śmierci
te piekła życia odmieniać
wielbić je lub olewać
sobota, 14 listopada 2015
Triolet de France
Tak już nigdy nie powiem żyje jak Bataclan i Stade de France
Ich dole i niedole przerwała ciemność i krwawe żądze zemsty
Ich serce nie ożyje, wiatr z rozpaczy wyje, kirem zachodzi słońce
Na liściach aloesu martwe łez krople Bataclan i Stade de France
Ich korona cierniowa, ich droga krzyżowa na cmentarzach de France
To odwet: za gwałt, za pogwałcenie praw, ojczystej ziemi gwałt ognisty
Tak już nigdy nie powiem żyje jak Bataclan i Stade de France
Ich życie niewinne przerwała ciemność i krwawe żądze zemsty
Za Polskę wolną (triolet)
Za Polskę wolną, nie kwiaty i wianki.
Lecz życie pod mostem bez sielanki
Głód i rozpacz, zimne noce i ranki
Za Polskę wolną, nie kwiaty i wianki.
Komornik i wyrok: na dzbanki i ścianki.
piątek, 13 listopada 2015
Światy
poniedziałek, 9 listopada 2015
niedziela, 8 listopada 2015
Powietrze pachnie macierzanką
osnuta snem o jesieni
wspominasz nasz czas na ziemi
tęsknisz?
jak świeczka na twoim grobie
szybko i bezgłośnie
odymiając moją twarz żałośnie
sobota, 7 listopada 2015
Szukam Cię
by, tak jak za dawnych czasów
dotknąć pełni księżyca, by żyć
pełnią życia, może jutro albo dziś
wtorek, 3 listopada 2015
sobota, 3 października 2015
Czarno na białym
starczy zanurzyć się myślami
świat czarny i świat biały
a w nim dwanaście kolorów
żywych i umarłych
noc budzi świt mokry od mżawki...
czwartek, 1 października 2015
Moja droga
Na ogół mamy ochotę na więcej i więcej. Ale tylko młodość sięga tam gdzie wzrok nie sięga i nie liczy godzin ani dni. Kiedy czas nasz zaczyna się kurczyć musimy wybrać to co najistotniejsze. To dlatego nie sięgam już zielonego lata, gdy nawet nie wiem jakie plany ma złota jesień.
Wszyscy jesteśmy otwarci na jutro, ale jutra może nie być. Ono nawet nie wie, że jesteśmy. Czas i świat dano nam na kredyt in blanco. Ten dług spłacamy nie znając warunków umowy. Nasz dramat tkwi w tym, że wszystko co mamy w oka mgnieniu może przestać istnieć. Kontr-spektakl rzeczy odchodzi w niebyt. Uciekamy od takich myśli, nie chcemy znać prawdy o nas samych. Wypieramy ze świadomości śmierć, ale ona o nas nigdy nie zapomni. Przemijanie musimy oswoić, tak jak oswajamy miłość.
Jest rzeczą okrutną, gdy wyroki nieba przerywa wyrok wydany przez tyranów na ziemi. Jest bowiem śmierć z przykazania Boga, ale jest też śmierć z rozkazu czy błędu ludzi. Taką tragedią był Katyń. I w niedalekiej odległości katastrofa smoleńska. Krwią znaczone i obie jakże bolesne dla Polski.
Dla nas żyjących każde odejście naszych bliskich wiąże się z wielkim bólem i żałobą do końca dni naszych. Wciąż ich pamiętamy i wciąż wspominamy.
1 listopada jest świętem zmarłych, ale to my żywi pochylamy się nad ich grobami na wieczne spoczywanie.
autor: Sława Kornacka
niedziela, 27 września 2015
Księżycowa muzyka. Apokalipsa 2015
![]() |
| https://www.facebook.com |
Muzyka księżycowa: bogini przestworzy
płynie księżycem nad miastem
rozbrzmiewa dźwiękiem
najpiękniejszej arii o miłości
Niebo przybrało kolor rdzawej stali
jak w preludium do Apokalipsy
ludzie struny niebieskich sfer
drżą dźwiękiem jej wiolinowych nut
Księżyc stroi się w purpurowe szaty
już rośnie, przy nim niebo gwiazd
i zbliża się ku naszej planecie
by poczuć jej oddech wrześniowy
Po orbicie krążą plotki: nad Kosmosem
zawisły chmury Asteroidy. ziemia pod osłoną
nocy dla niej chce opuścić złote słońce
któż ma bronić Ziemi jeśli nie Księżyc?
Księżyc, dumnie pełni swoją wartę
na wieczny trud Syzyfa i rozpacz Gwiazd
gdy, on wzdycha ona nie mówi nic
ich uczucia dozgonnie mijają się
autor Sława Kornacka
Mój
Bóg płynie
„Jezus rzekł: Rozłup kawałek
drewna, a będę tam,
Podnieś głaz, a znajdziesz mnie"
W dalekiej dzikiej dolinie mój Bug płynie
panuje i
rządzi bez konstytucji - tyran
w pełni księżyca, w
przypływie wysokiej fali
beztroski topi ludzi, miasta i wioski
Pogodny wkłada słomiany kapelusz
kłania się
nadrzecznym suchym trzcinom
świat owija szafirową wody
wstęgą
pocałunkiem nieba poranek budzi ze snu
Strumieniem
wdziera się w głąb duszy
myśli ukryte obmywa, nasyca tęczą
gładzi kamienie kaleczące horyzont
tęsknotę gna do
ruczaju, by szczęściem upoić
Tam Jawor przeniknięty
jak obraz święty
i ptaszki nad nim śpiewają, motyle
fruwają
rześki powiew chłodu muska białą ambrą
trwa
taniec przyrody, trwają wiosenne gody
Klęczę w cieniu
niebiańskiego raju
cała w skowronkach. W lustrze wody
odbija
się koroną cierniową płacząca
wierzba. Modlitwę o cud
zmówiłam
Kluczą dzikie gęsi jak u Vivaldiego
jedna
leci w przodzie pozostałe za nią
Aglaja, Eufrosyne, Talia,
melodie grają
łącząc świat ziemski ze światem
boskim
autor Sława Korn-Acka
sobota, 26 września 2015
Juliusz Erazm Bolek - ABRACADABRA
![]() |
| okładka książki |
O poezji Juliusza Erazma Bolka wypowiadali się w samych superlatywach najwięksi poeci i znawcy literatury i poezji. Poza wspomnianym już ks. Janem Twardowskim, byli to: m.in. Ernest Bryll, Karol Samsel, Krzysztof Lipka, Roman Śliwonik, Zbigniew Jerzyna, Andrzej Zaniewski, Stefan Jurkowski i wielu wielu innych...
To co zwróciło moją uwagę w poezji Juliusza Erazma Bolka i co mi się bardzo podoba, to nadawanie rzeczom martwym mocy ożywczej, by nie powiedzieć cech ludzkich. Automatycznie sięgam myślą (utworu „Wolność”) - krawata, który „uwalnia szyję ze śmiertelnego uścisku”... paska spodni, który „otwiera swoją obręcz ku zdziwieniu klamry”... pętli w oknie, która „wciąż kusi podnieca przyciąga”. Drobne przedmioty, które codziennie zakładamy na siebie ograniczają naszą wolność i krępują ciało, a z drobnych spraw powstają rzeczy wielkie, a nawet "wszechświat myśli", bo - gdy "kamienie spadają z nieba /pociągając za sobą niebieską przestrzeń / autor chce - „wyrwać światu przynajmniej/ fragment siebie/nic więcej/tylko ukraść własne istnienie”... przepiękne, głębokie wyznanie – jak uchronić własne istnienie, gdy świat jest niebezpieczny, przygnieciony i ciężki, gdy kosmos niesie wielkie zagrożenie (choć jest niebieski i pięknie wygląda).
Nie opowiem Wam wszystkich utworów, zostawię sobie na deser, by stanąć z autorem przed lustrem i zobaczyć w nim także siebie ... jeśli chcesz i Ty poczuć smak poezji Juliusza Erazma Bolka weź do ręki książkę Abracadabra, na pewno znajdziesz tam coś dla siebie.
autor Sława Kornacka
sobota, 19 września 2015
Dwa światy: w 72 rocznicę Powstania Warszawskiego
Sława Kornacka
wtorek, 15 września 2015
Urosłam
Kiedy, świat wali mi się na głowę, wtedy z pomocą przychodzi mi poezja... sięgam po wiersze poetów znanych i nieznanych. Po teksty, które przemawiają do mnie. Myślę, że wielu z nas doświadcza tej kojącej mocy wiersza.
Tymczasem czytam, że współcześnie zalewa nas poezja, że wydawcy nie chcą drukować tomików, bo wiersze nie są dochodowe, bo dziś więcej ludzi wiersze pisze niż czyta.
I po tej lekturze trafiam na felieton Jerzego Pilcha o tym jak opróżnia w swoim domu półki z książek, jak długo waży w sobie decyzje co i komu oddać, a co zostawić. Ale nie uwierzycie! Tomiki wierszy zostawiał i ustawiał na półkach tak, aby mieć je „pod ręką”. To jedyne książki, które "nie poszły na przemiał" choćby
Sława Gloria Korn-Acka
sobota, 22 sierpnia 2015
Płacz smutku po stracie Violetty Villas
niczym zaczarowane Słońce
i widok tęczy naiwny
gdy już psalm żałobny w oddali słychać
tutaj chłód doskwiera i wiatr wieje
spaceruj bezpiecznie u mamy
autor Sława Kornacka
Tę „pasję” z moim bratem mieliśmy od dziecka. I z tą siłą odszedłem... mówił Prezydent Lech Kaczyński
![]() |
|
Lech Kaczyński (fot.
Fot. www.prezydent.pl
|
"O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny. I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny, Dżdżu krople padają i tłuką w me okno... Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną I światła szarego blask sączy się senny... "
piątek, 21 sierpnia 2015
Na Krakowskim, drzewa płaczą
tacy młodzi, w pełni życia
a śmierć, w nich nagle godzi
dziewięćdziesiąt sześć grobów
usłanych różami
ich nie ma już z nami
w oczach ogień i las
to już koniec, koniec marzeń
ich serca już nie biją
oni, już nie żyją
puls odmierza tysiąc uderzeń
złamana brzoza, linia lotu, szelest mgieł
żal przeplata się z zamyśleniem
Gloria S.Korn-Acka
wtorek, 18 sierpnia 2015
To nieprawda, że dla mnie umarłeś
gdy, opuszczę mój dom tak szybko
że, nawet się nie zorientujecie
zostawię wam większą część siebie
zabiorę tylko to na co czekają w niebie
Prawdziwa niemoc człowieka przejawia się wobec żywiołu życia. Oczywiście, gdy śmierć zabrała już ofiary swoje, oddajemy ich Bogu i Jego sprawiedliwości. Tam w niebie nie wiemy komu przypadnie kara, komu nagroda.
My ludzie nauczyliśmy się wytwarzać w procesie produkcji solidne budowle, wysokie wieże, mosty zwodzone, luksusowe auta, podwodne statki i szybujące podniebne kolosy. To napawa nas przeświadczeniem, że człowiek jest istotą silną, która nie podda się wiatrom i burzom, że jego życie jest trwałe i wieczne. Człowiek mały poprzez iluzję doświadcza swej mocy i wielkości i zapomina, że kwintesencją życia jest kruchość istnienia.
A przecież pomiędzy „bogiem i prawdą” nigdy nie mamy pewności czy wychodząc z domu jeszcze do niego wrócimy. Nie mamy pewności czy wsiadając do samochodu i wyjeżdżając na ulicę, wrócimy cali i zdrowi. Tak jak nie wiemy czy wsiadając do samolotu bezpiecznie wylądujemy. A bywa i tak, że umieramy we własnym domu. Nagle. Pod nieobecność domowników.
Nikt z nas nie traktuje w ten sposób zwykłego wyjścia, zwykłego dnia, ale śmierć jest wpisana w te zwykłe czynności i zwykły czas dnia i nocy. Jesteśmy tak skonstruowani, że nie dopuszczamy do siebie na co dzień myśli o odejściu, bo to wywoływałoby w nas strach i paraliż. Dlatego zachowując świadomość tych sytuacji czarny scenariusz przemijania oddalamy wciąż od siebie.
Tkwiąc jednak w tym złudnym przekonaniu siły wobec życia doczesnego zbyt często ryzykujemy nasze życie. A zdarza się też, że ryzykujemy życie osób innych. A tego robić nam nie wolno, bo nie cofniemy czasu, gdy popełnimy „śmiertelny” błąd . To ryzyko okupujemy drogo. Ona – „śmierć przychodzi nagle, cicho, zabiera to kruche, małe życie…” W jednym momencie odchodząc na drugą stronę życia, stracimy wszystko – rodzinę, dom, wszelkie bogactwa, stanowiska i przywileje. I zostawimy po sobie wielki ból.
Cierpienie śmierci wielkim strumieniem spłynie na bliskich. To oni będą zmagać się w żałobie, będą rozpaczać i tęsknić. Tak jak biblijny Hiobe, który opłakiwał niespodziewaną śmierć swoich dzieci. I choć nie brakowało mu przysłowiowego „koziego mleka”, to w jednej chwili „cały świat wywrócił mu się do góry nogami”. Wydawałoby się, że prędzej On Hiobe doświadczy śmierci, bo jego dzieci były młode i zdrowe, to jednak to ich życie zgasło. Tak w życiu każdego z nas nie ma tej pewności, a już na pewno nie ma pewności istnienia raczej jest pewność nieistnienia, bo każde życie jest kruche i ulotne.
Paradoksalnie dopiero śmierć osób najbliższych wyrywa nas z tej potęgi myśli i uświadamia kruchość naszego życia. I nagle okazuje się, że na nic splendory, na nic bogactwo, że sprawy o które zabiegaliśmy nie są ważne, że nasze racje straciły sens. Trzeba dużego wysiłku i wielu wyrzeczeń, by uporać się z emocjami, z bólem rozłąki i straty na wieczność całą tych wszystkich, których kochamy całym sercem. Oczywiście, gdy śmierć zabrała już ofiary swe, oddajemy ich Bogu i Jego sprawiedliwości. Tam w niebie nie wiemy komu przypadnie kara, komu nagroda. Tu na ziemi osądzimy pamięć o nich.
Te słowa mają szczególną wymowę w obliczu tragedii, którą wciąż jeszcze przeżywamy jako naród. Zgasło naraz 96 ludzkich istnień. A może, gdyby nie ryzykowali lądowania w trudnych, ekstremalnych warunkach Bóg nie zabrałby ich do siebie. Stało się inaczej i opłakujemy ich śmierć. Ich rodziny, ich bliscy przeżywają ból rozpaczy. Wszyscy doświadczamy zetknięcia z nietrwałością życia ludzi i widzimy, jak bardzo jesteśmy słabi i bezsilni wobec żywiołu życia. I jak bardzo bezradni wobec śmierci.
Et in hora mortis
... w godzinę śmierci, dwójkami szli do nieba
jeszcze Polska nie zginęła, póki krzyż ją chroni
póki naród polski tożsamości swojej broni
mroźny wiatr ze wschodu wieje
choć nie ma okopów: znów krew się leje
by, zdeptać łączące z krajem ogniwo
mgła zbiera śmiertelne żniwo
lecieli modlić się, hołd wieczności złożyć
by, kres kłamstwu katyńskiemu położyć
hartowani w ciemnym lesie: strzałem w potylicę
stanęli do apelu z tymi, co zginęli w drodze na ich groby
i Bóg płakał jak ojciec, który traci ukochane dzieci
i owijał ich wszystkich w całun biały i czerwony
jeszcze Polska nie zginęła, póki w pamięci ślad trwały
póki groby naszych braci, zdobią krzyże chwały
w hołdzie tym, co zginęli w Katyniu i pod Smoleńskiem
10 kwietnia 2010 r. godz. 8:41:06
Stary człowiek i morze
Powoli zbliżaliśmy się do stacji docelowej. Patrzyłam na morze. Zawsze urzekał mnie widok nieskończonej tafli wody, który przecinają połyskujące w oddali bandery i żagle statków morskich. Natura maluje najpiękniejsze dzieła sztuki.
![]() |
Centralne Muzeum Morskie w Gdańsku, "Ciągnienie sieci", Feliksa Michała Wygrzywalskiego |
Rankiem, gdy zbudziłam się ze snu Julia jeszcze spała. Za oknem słychać było urywane słowa męskiej rozmowy. Wyjrzałam przez okno. – Dzień dobry – rzuciłam słowa powitania. – Dzień dobry – odpowiedzieli chóralnie panowie. – Dziś są rybki na kolację. Lubi Pani ryby? – Bardzo, zwłaszcza te świeże – odrzekłam. – Na niebie są jeszcze chmury, ale przejaśnia się, to dobry znak na początek wakacyjnego urlopu. Od jutra zapowiadają słońce – kontynuował starszy mężczyzna nie przerywając pracy przy patroszeniu ryb.
Zaparzyłam czarną kawę, z filiżanką w ręce zeszłam do ogrodu, by popatrzeć jak przyrządza się ryby do smażenia metodą chałupniczo-przemysłową, bo większość tych ryb zostanie przetransportowana do tutejszych smażalni obsługujących liczną rzeszę turystów. Przy rybach pracowało bardzo sprawnie dwóch mężczyzn. Czas obróbki jest istotny. Sprawione ryby muszą jak najszybciej trafić do chłodni. Trzeci mężczyzna w tym czasie zajmował się sieciami. To pan Antoni, ten sam, który przywitał mnie i moją przyjaciółkę na peronie stacji. Po kilkunastu minutach, pan Antoni zagrał na organkach i zaśpiewał – „Poranek słoneczny, piękny. Wcześnie stary rybak wstał po bursztyn. Na plażę udał się.” A z jakim przejęciem to grał, w jego oczach widać było blask wielkiej miłości do morza.
On i jego brat Józef są rybakami z dziada pradziada. To rodzina kaszubska, od pokoleń mieszkająca na Półwyspie Helskim. Ich dziadek wypływał na łowiska mając 92 lata. Bracia mieszkają w jednym domu. Razem bytują i razem pracują. Pan Antoni ma 77 lat, jego brat Józef 75. Razem mają aż 152 lata. Wiara i optymizm to ich sposób na życie. Modlą się o pokój Chrystusowy. Modlitwę o pokój na ziemi pojmują jako święty obowiązek.
Wypływają w morze 3-4 razy w tygodniu, wypływają na godzinę, dwie, jeszcze przed świtem. Na moje pytanie jaką łodzią pływają, pan Antoni odpowiada: najstarszą i najmniejszą. Ich łódź ma przeszło 30 lat, w tym roku skończy swoją rybacką służbę. – Najwyższy czas iść na emeryturę, niech pływają młodsi – konstatuje pan Antoni.
Siedzący obok mnie młody mężczyzna wyraźnie nie jest zadowolony z wykonywanej pracy. Na jego miejscu z pewnością miałabym podobną minę. Nożyczkami obcina płetwy ryb i wrzuca do pojemnika, skąd chwyta je sprawnie w swoje ręce pan Józef, by usunąć jelita. Młody człowiek wygląda na 30-35 lat, ale w rzeczywistości jest starszy. – Lubi pan pracę rybaka? – pytam. – Nie. – To dlaczego wypływa pan w morze? – Jestem bezrobotny i choć z tego łowienia dużych pieniędzy nie ma, to zawsze kilka groszy wpadnie. A pojeść też można zdrowo. Poza tym to jeszcze jedne ręce do pomocy na morzu. Pomocne zwłaszcza, gdy na morzu panują trudne warunki. Ojciec i wujek mają swoje lata. Z zawodu jestem piekarzem. Nie chwyciłem bakcyla morza. Pływam, bo muszę. A poza tym teraz, żeby zdobyć uprawnienia trzeba mieć dużo pieniędzy. Ja ich nie mam. Uprawnienia mają ojciec i wujek. Pływam jako pomocnik i na morzu, tak jak ryby – nie mam głosu.
Patrzę na spracowane dłonie pana Antoniego. Pytanie samo ciśnie się na usta. – Czy łódź jest sterowana ręcznie? – Nie. Kwituje krótko rybak. Ma dwa silniki, ale nie ma osłony przed wiatrem i słońcem. Panują w niej trudne, surowe warunki, tak jak trudna i surowa jest praca rybaka. Łowimy głównie flądry. Zwykle płyniemy w okolicę Kuźnicy, jednak nie zawsze ryby tam biorą. Wtedy płyniemy dalej, aż pod Gdynię.
Pytam mojego rozmówcę także o techniki łowienia. Wyjaśnia, że zastawiają sieci na dobę, dwie. Gdy są pełne, wyciągają je. To ciężki kawałek chleba dlatego siła rąk jest niezbędna. Ale ta praca wymaga też wielu lat doświadczeń. – Często kłócimy się z bratem na morzu, gdy różnimy się w opiniach.
Ale na lądzie jesteśmy zgodni. Wtedy, gdy zostajemy w domu i nie płyniemy w morze pracujemy przy sieciach. To praca spokojna, tu morze się nie burzy. Przygotować sieci do połowów to misterna sztuka. Reperacja, złożenie do suszenia i mycie wymagają wielkiej wprawy; by ryba chciała wpłynąć do sieci, te muszą być czyste. Do brudnej sieci ryba nie wpłynie. Myjemy je w zatoce, a potem w otwartych wodach morza – opowiada pan Antoni.
Mój rozmówca, nazywany przez miejscowych Tośkiem, lubi swoją pracę. Pracując przy sieciach, nuci stare melodie. I choć zwykle się uśmiecha i ma bardzo łagodną twarz, to jak mi się zwierzył, także na niego przychodzą chwile smutku , refleksji i zadumy. Melancholia dopada go wtedy, gdy jest sam. Nie chciał mi jednak powiedzieć, co go szczególnie zasmuca. Zadziwia go technika. Zadziwia go też to, że kobiety chodzą w spodniach. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Wspomina stare czasy, gdy w kościele mężczyźni stali po jednej stronie,a kobiety po drugiej; teraz nawet w kościele jest demokracja, wszyscy stoją obok siebie – śmieje się pan Antoni.
Pytany o kobietę swego życia ze smutkiem stwierdza: – Jak pewnie pani zauważyła jestem samotny, bardzo samotny. Chciałem spotkać Bursztynkę, ale nie było mi to dane. Całe moje życie służyłem innym. Mnie wypadało tylko dodać, że była to służba z wyjątkową klasą. Wzruszony ucałował moją dłoń.
Osobom niewtajemniczonym wyjaśniam, że Bursztynka zwaną inaczej Juratą, wg legendy kaszubskiej była królową boginek morskich, która miała pałac z bursztynu na dnie Bałtyku w okolicach obecnego Półwyspu Helskiego. Umiłowała rybaków i nie pozwalała podwładnym boginkom swawolnymi żartami czynić im żadnej psoty. Ceniła w rybakach trud ich pracy i ubolewała nad tym, że często połowy ich były mierne, a głód zaglądał do ich chat. Podziwiała ich dobre serce. Ujęli ją tym, że choć sami byli biedni, to owocami swej pracy dzielili się z bogami morza, składając ofiary z ryb. Dlatego postanowiła im pomóc. W tym celu użyła swej mocy, zaczarowała wichry morza, by połowy rybaków mogły być obfitsze.
Wraz z boginkami uwodziła je śpiewem o miłości, oddalając je od rybaków, by ci mogli w tym czasie na spokojnym morzu nałowić ryb. To opowiadanie ma jednak tragiczne zakończenie. W Bursztynce zakochał się Perkun, potężny bóg morza i ziemi. Natomiast ona sama pokochała biednego rybaka o imieniu Antoni, Tosiem zwanego. Gdy Perkun oświadczył się pięknej Bursztynce, wyznała, iż prawdziwą miłością darzy młodego rybaka. Wtedy Perkun dał jej 5 dni, by wybrała pomiędzy nim, a rybakiem.Gdy zmierzch zapadał Bursztynka wypłynęła na brzeg morza, rozpaczając nad swym losem. Jej ukochany Tosiek też tam przyszedł, bo robił to codziennie w nadziei, iż spotka tam swoją ukochaną. Bursztynka opowiedziała mu o Perkunie i ujawniła przed nim, iż Perkun zapowiedział zemstę. Kochankowie dokonali zaślubin gorącym pocałunkiem, po czym odpłynęli do pałacu bursztynowego, by przez pięć dni kosztować owoców prawdziwej miłości. Każda z boginek mogła opuścić pałac, ale wszystkie odmówiły, chciały dzielić los ich królowej. „Perkun po upływie pięciu dni dowiedział się całej prawdy o królowej i młodym rybaku i wówczas uderzył potężnym piorunem w podwodny pałac Juraty. Zginęła Jurata, zginął młody rybak i wszystkie boginki morskie. Cały pałac, zbudowany ze złocistego kamienia, rozsypał się w gruzy.”
Pan Antoni nie lubi opowiadać o sobie, podobnie jak jego brat. Miałam wielki problem, by zechciał mi na kilka pytań odpowiedzieć, zabawiając go podczas rozmowy jak zabawia się grzechotką dziecko, by tylko mi nie uciekł. Nie mogłam przy nim notować, bo widok pióra i zeszytu płoszył go najbardziej. – Ja jestem człowiekiem pracy, nie słowa. Wolę zaśpiewać, zagrać na organkach niż opowiadać. Po czym przyłożył organki do ust i ponownie zagrał melodię „Nie wiem, ach nie wiem, co mi się stało, że zakochałem się” – i wziął wiadro do ręki napełnione po brzegi sieciami i powędrował w kierunku morza. Jutro skoro świt, znów wypłyną w morze. On najstarszy rybak w okolicach Jastarni i jego młodszy brat .
Nazwiska nie podaję, na prośbę mojego rozmówcy. – Jestem szarym człowiekiem i takim chcę pozostać – w cieniu, bez fleszy, bez gwiazd. To da się zrobić panie Tosiu, będzie prawie jak w kaszubskiej baśni. Moim rozmówcą był pan Tosiek, rybak z Półwyspu Helskiego, który całe życie czekał na swą Bursztynkę.
27 styczeń
Via dolorosa ________________________ płuca wyplute, rak toczy ciało empatii mało dobowy dyżur odmierza śmierć zgon - zgon - zgon Via D...
-
Książki | Sława Kornacka , wt., 03/22/2011 - 13:58/ Twoje Wiadomości 22 marca 2011 opublikowałam ten esej. Nie wiedziałam wtedy,...
-
Jeszcze mi tego lata ciągle jest za mało za mało deszczu na zboża napadało za mało słońca za mało kwiatów za mało fioletowych krów...
-
nie chciałam być motylem kolorowym by, w pożyczonych skrzydłach latać dla rozrywki, rozbłysnąć jak gwiazda we francuskich operetkac...


















